Dorohucza.pl
O projekcieHistoria obozuZebrane relacjePublikowane relacjeEdukacjaJak to się robi?FotoKontaktEnglish

Zebrane relacje

Poniżej znajdują się fragmenty relacji osób mieszkających w Dorohuczy, które zechciały podzielić się ze mną swoimi wspomnieniami o obozie. Część z nich wyraziła zgodę na nagrania dlatego pod niektórymi fragmentami znajdują się pliki audio do odsłuchania. Niektóre osoby zgodziły się na publiakcję ich wizerunku. Zdjęcia tych osób znajdują się w zakładce "Foto". Wspomnienia innych osób o obozie w Dorohuczy znajdują się w zakładce "Opublikowane relacje".



Obóz w Dorohuczy



Tu był obóz żydowski, tam gdzie krzyżówki. To tutaj były takie baraki, była taka wieża wybudowana i oni tam [z niej] patrzyli. Była siedziba Niemców. I tutaj przywozili zewsząd, nie wiem skąd ci Żydzi byli. No i do tych baraków zganiali ich. Były baraki, między nimi taka luka była. Strażnicy pilnowali, chodzili. Rano, ci lepsi tacy, to kopali torf tutaj, pracowali, układali, co mogli to robili. Trochę ich stąd wywozili, odwozili. To taka była mieszanka, przyjeżdżały samochody z przyczepą. I na te przyczepy siadali. Nie wiem czy to jeszcze jest, przed mostem stała taka niemiecka swastyka na takim kamieniu. Nie wiem czy on tam jeszcze jest. Taki wielki kamień i ta swastyka niemiecka.
[O_01.wav]

To było w wojnę, no który to mógł być rok? Nie na początku, jak się wojna zaczęła, tylko jak Niemcy już przyszli tu do nas, który rok był? Trudno powiedzieć. Tak mówili, że wywożą Żydów. To pamiętam, że mówili. Ale ja tam nie byłam, nie pamiętam, żeby ich wywozili. Oni jak wywozili to może ja tam byłam, ale byłam może zajęta, za krowami może poszłam. Nie pamiętam, tego nie pamiętam, żeby ich wywozili, ale wiem, że wywieźli. Tak, wiem, że oni zabijali. Przecież to było słychać, jak w Trawnikach zabijali było słychać. Pamiętam tylko Maniek i Stefan. Tych chłopaków tylko zapamiętałam, ich imiona, bo wychodziły te Żydówki i tak wołały „Maniek, Maniek gęsi dawaj i Stefan gęsi dawaj”.
[O_02.wav]

No jak to wyglądało? Za drutami tam ci Żydzi byli. A ci Niemcy mieli jakby wagon [barak] taki, tam mieli kuchnię, tam gotowali, tam wszystko robili sobie. A tu męczyli tych [Żydów]. Oni byli tak jakby na polu, to byli odgrodzeni, a tu droga była do tego stryja mego i tam jeszcze dwa budynki były. Tylko widziałam jak torf ciągnęli, to ci Żydzi ciągnęli ten torf, rżnęli na błotach, tam torf był.
[O_03.wav]

A mnie tak szkoda było, takich było dwóch Żydziaków [Żydów], młodych chłopaków. I oni paśli gęsi. My tam u stryja paśli te krowy, a oni te gęsi tam za obozem paśli. I tam wychodziła Żydówka, nieraz jedna, nieraz inna i krzyczała „Maniek gęsi dawaj, Stefan gęsi dawaj”. No te dwa imiona. Tak nieraz jak nie mogę spać tak sobie myślę, czy te chłopaki może gdzieś żyją?
[O_04.wav]

Gutner, Gutner. Jakieś takie nazwisko. Jego żonę wywieźli do Sobiboru i on za żoną pojechał. I on [ten lekarz Gutner] ukrywał tyfus wśród tych Żydów. I wtedy przyjechał ich lekarz [niemiecki/obozowy] i stwierdził tyfus i jego rozstrzelano naprzeciwko naszego pola. On [lekarz Gutner] jako jeniec tam był. Marli, marli i się zastanawiano co to za choroba. No nie wiem, wycieńczenie. Trudno mi powiedzieć, co on tam mówił. Jak on mówił to ja nie wiem. No ale od razu ich to zaciekawiło, zdenerwowało i swojego lekarza zawołali i lekarz stwierdził [tyfus].
[O_05.wav]

Dwie Żydówki były tam lekarzami i ludzie tam chodzili do nich na krzyżówki się leczyć.

Mój tato był kowalem, pracował w obozie, ale nie jako więzień. Niemcy go tam chyba zabrali di tego obozu i kazali pracować. Nie wiem skąd oni wiedzieli, że on jest kowalem. Ale zachorował na tyfus, trafił do szpitala w Jaszczowie i zmarł. Umarł w październiku 1943 roku.

Też był tutaj taki pan, który był kowalem i Niemcy go brali do obozu do pracy i zaraził się tyfusem od Żydów i zmarł. Jego córka opowiadała, że jak był pogrzeb to jakiś Niemiec podjechał do jej matki i dał jej jakieś zawiniątko, chyba żeby miała za co żyć. A jej dał bransoletkę dziecięcą, ale ona się go bardzo bała, myślała, że ją zabiją.

W tym obozie to straszne te warunki były. No ale żadne zdjęcia się nie zachowały tego obozu, wszystko zostało zniszczone. Z opowieści to tyle wiadomo, że jadąc do Trawnik po lewej stronie to była jedyna wieża strażnicza, taka jak w obozie na Majdanku, ogrodzone było tylko z jednej strony – do szosy trawnickiej i od chełmskiej, a z pozostałej strony nie było ogrodzone bo tam były bagna. Także można było uciec jak ktoś się nie bał, no i ten jeden opis jest tej kobiety, która uciekła. Ale generalnie tych zapisków jest niewiele.

Zachowały się obrazki, które zrobił więzień obozu. Podpisał się na nich – Binosz. Narysował portret pani Elżbiety, jej brata i babci. Ona sama nie pamięta jak to wyglądało, ale on chyba mógł wychodzić z tego obozu. Kolegował się z jej matką i ojcem. On szkicował mapy dla Niemców, z tego co ona mówiła i mógł wychodzić, ale nie wiem w jaki sposób to się działo. I namalował ich ołówkiem, to wygląda jak zrobione zdjęcie, piękne. Bardzo zdolny był. Mój kolega znalazł w Internecie list zaadresowany na to nazwisko do Holandii. Ale jak Niemcy zaczęli likwidować ten obóz, to widocznie wszystkich musieli zgładzić.

Była też taka pani, która opisała jak ten transport trafił do Dorohuczy. To była więźniarka, której udało się uciec w biały dzień. Ona opisywała ten transport Holendrów, mówiła, że tak byli pięknie ubrani.

Praca w obozie



Była taka maszyna do rżnięcia torfu. Wciskało to [torf] we czterech, pięciu i potem wyrzucali ten torf. Taka deska była na tę deskę z tej maszyny przerzucali taki słup. Potem była taka prasownica i te okruszki musieli ubić, tam skrzynia taka była i tam prasowali, ubijali te okruchy. Rozkładali to i robili takie koziołki z tego i tam pracowali bardzo ciężko.
[Pr_01.wav]

Kopano torf, składano, a te ubytki, które są to później jakieś pracy były po drugiej stronie na tak zwanych przydatkach to tam prasowali takie brykiety i to suszyli.
[Pr_02.wav]

Żydów gnali do pracy, na Wisiennicy pracowali. Tam kopali torf. Widzieliśmy to jak krowy gnaliśmy. Niemiec potem ten torf zabierał. Żydówki nie umiały tego torfu układać to Niemiec mnie zawołał i kazał im pokazać jak to układać. Ja tam pracowałam zanim Niemiec przyszedł, i jak przyszedł to też tam pracowałam. I na Bocianie (łąka) były maszyny, tam kopali torf i też Niemiecy ten torf zabierali i go wozili. Tutaj torf ludzie przed wojną wydobywali, maszyny były.

Pamiętam jak na włodawskiej szocie robili Żydzi. Układali tam na tej szocie te dziury, te doły raczej. Zasypywali, bo to nie dało się przejechać tamtą szosą włodawską. Straszne doły były, także oni tłukli ten głaz i zasypywali te doły. Tam pracowali na tej szosie.
[Pr_03.wav]

Jedzenie dla żydowskich więźniów obozu



Mamusia blachę chleba w kawałki kroiła. Żydzi na tych przydatkach to kłącza perzu wyrywali i jedli z głodu. To mój brat stał i rzucał ten chleb, tam wśród tych Ukraińców [strażników] też byli dobrzy ludzie. Przecież oni widzieli, że to dziecko rzuca. Gdyby chciał to by serią z karabinu strzelił. Brat tam nie chodził [do obozu] tylko jak byliśmy na polu i wtedy ten chleb rzucał, a sam nie [chodził].
[J_01.wav]

Krowy pasłyśmy. Siostra moja, starsza dwa lata i ja. To myśmy dla tych Żydów nosiły chleb. Mama piekła ten chleb i siostra moja dwie bułki pod pachę, chustką się tak nakrywała i krowy pognała. A ja za nią, z jedną bułką chleba i też odziana jakąś tam chustką czy jakimś szalem. I do stryja nosiłyśmy ten chleb. I raz mnie spotkał Ukrainiec. A ja niosę ten chleb nakryta, z tą krową. A tam taki most był. I na tym mostku stał wartownik. To był Ukrainiec. Przyłożył mi broń do głowy. Nie, najpierw się spytał komu ja to niosę. Bo chleb ten zobaczył, odkrył mnie. A ja mówię, że dla Żydów. No bo ja byłam mała dziewczyna. No i on mi głowę [przystawia karabin do głowy]. Ja zaczęłam płakać. A on mówi, „Nie, nie”, żeby nie płakać. On mi krzywdy nie zrobi, tylko żeby więcej tego nie robiła. I tak mówił, że jakby Niemiec był – ja to tak zrozumiałam, bo on po polsku nie mówił – to by mnie zabił, ale on mnie daruje. Ja nie mogę tego mówić. No i ja potem zaniosłam ten chleb. Często nosiłyśmy, kiedy mama piekła.
[J_02.wav]

Brat mój przychodził za dnia i w nocy pod lagry podchodził i tam podawał im ten chleb. No i oni tam coś dali za to, pamiętam taką jesionkę dali mu ładną. A to dali mu kiedyś jakąś świeczkę. Pamiętam ją przyniósł i ta świeczka się świeciła, bo nie wolno było światła świecić, okna były pozatykane i świeczkę mama zapaliła. A na koniec świeczki pierścionek był zatopiony, złoty ładny pierścionek. To dał Heni później jak się żenił. No i [mój brat] tym Żydom dawał [to jedzenie] pod drutami jakoś.
[J_03.wav]

Pamiętam raz niosłam obiad mamusi w pole, mamusia len pełła. Niosłam obiad i leci ktoś przez pole. Ja się przestraszyłam i Żydówka mówi „Nie bój się, co ty niesiesz? Dałabyś mi chleba”. Ja tak stanęłam i nie wiem co robić, ja niosę mamusi chleba, ale [ona] prosi. Ja mówię „Ja mam niedużo, ale kawałek dam”. I dałam jej pół chleba, który niosłam. Dałam jej i resztę dla mamusi zostawiłam, niosłam [jej] na pole jeść.
[J_04.wav]

No a myśmy z tatą tam jeździli. Mama piekła chleb, myśmy tam sprzedawali, wozili tym Żydom, dawaliśmy. Tata pasł konie, a ja z tym chlebem do tych Żydów. No cóż oni mogli dać? Jak mieli coś cenniejszego to dali, a jak nie to z siebie zrzucali i bluzkę dali za kawałeczek chleba czy coś. Zawsze coś ci dali, to dopiero dałam ten [chleb]. Ja to sprzedawałam chleb tym Żydom. No i potem wracaliśmy do domu. Nie było nic, żadnych ubrań. Nie było nic, jak tam dostałaś jakąś koszulę żydowską to byłaś zadowolona. Mama przyszła to miała taką maszynę na korbkę, tam przyszyła to było bardzo dobre. Taka znajoma była i tam chodziła, nie wiem co ona tam robiła. A mnie ten Niemiec [z obozu] znał, ja byłam taka maleńka, kędzierzawa. I oni mnie tam puszczali, ja ten chleb sprzedawałam, co raz. Trzy chałup było, no i tam za jedną mnie wpuszczali i ja tam wchodziłam za nimi. Ale to Niemiec mnie wpuszczał, tam takie były okienka w tych budkach. To oni tam ręce wyciągali i się dawało im. Tam się miało te dwa kawałeczki czy ile, dużo dziecko zaniosło? Ale każdy wyciągał te ręce w to okieneczko. Dużo [nas] było i starsi ludzie z Dorohuczy też sprzedawali. Kto doleciał to szybko [sprzedawał] póki ich Niemiec nie zobaczył. I tam rzeczka płynęła, teraz tam wyschło. To w lecie przez tę rzeczkę. Kto tylko napiekł to tam nosił, wozili, sprzedawali. Tu nie było takiego człowieka, który by nie dawał. A jak wziął [bez dawania coś w zamian] to tato mówił, żeby się nie przejmować. „Będzie na zdrowie” mówił. Ale zawsze coś mi dawali. Tam nie było mowy o rozmowie z Żydami. Tam jak poszłaś, a szedł człowiek od pola tam wartownik już chodził. Z tej strony ludzie podlecieli i Żydom coś dali to przez te okienka. Rano jechaliśmy i tam do wieczora byliśmy z tatą zawsze. Tam puszczał konie, tam mieliśmy łąki. I mama sprzedawała i tato też sprzedawał, jak wypatrzył, że tam się gdzieś Niemiec zagapił. Wszyscy tam sprzedawaliśmy.
[J_05.wav]

Nasi chodzili tam na łąki, a Żydzi przychodzili do nich. Nawet i moja siostra nosiła im jeść, a to osełkę masła, to sera, to chleba, słoniny. A oni za to dawali coś tam, a to apaszkę. Bo to trudno było kupić. To oni mieli ładne apaszki, to dawali te apaszki. To Niemcy na koniach ganiali tych Polaków, odganiali. A to i mężczyźni chodzili i dziewczyny chodziły handlować z tymi Żydami. Już mieli co pojeść chociaż, bo oni głodni byli. To jak tam wzięła kawał słoniny, chleba, sera i jajek, co się dało to nosili, to ci Żydzi tacy zadowoleni byli, że chociaż mają żywność. Raczej niedługo [trwała ta sprzedaż jedzenia], bo Niemcy rozganiali, na koniach jeździli, bili tych Polaków, rozganiali, żeby nie dawać jeść [Żydom]. [Siostra] mówiła, że [tam było] biednie, że aż trzęsą [Żydzi] za jedzeniem i dziękują. Jak tam coś zaniosła to dziękowali. Bałam się Niemców nie chodziłam [pod obóz z jedzeniem] ani razu nie byłam, tylko pamiętam jak siostra chodziła, jak inni chodzili, koleżanki jej. Bardzo dużo [ludzi] chodziło, z całej wsi chodzili, żywność nosili.
[J_06.wav]

I do nas przychodzili ci Żydzi, mamusia im tam dawała i mleko, i ser, i śmietanę, i chleb, i jajka, i słoninę. Co się dało. Każdy dawał, aby pożywić ich. Pamiętam, jakiś kufereczek przynieśli, żeby mamusia im przechowała. Mamusia przechowała ten kufereczek, a co tam było? Jak raz przyszła Żydówka i zajrzała i mówi „No ja coś dam za te obiady, za tą żywność. To ja coś dam Pani”. Wyciągnęła z tego kufereczka jakieś takie ładne naczynia. Wyciągnęła jakieś deserki, szklanki takie, miseczki. To wszystko było takie eleganckie. To dała za to. A mamusia mówiła „Przychodź, ja ci będę dawała jeść i dzieciom będziesz nosiła. Tylko nie pamiętam jak ta Żydówka się nazywała. Został ten kuferek, ale to już mało [tam] zostało. Myśmy mieszkali w takim podwójnym domu z sąsiadami, no to ten sąsiad wziął to [rzeczy z kuferka]. Już później się nie pokazała ta Żydówka, bo już została zabita.
[J_07.wav]

Kontakty z Niemcami



Raz jechałam z tatą furmanką i rękę złamałam. No ale wojna była i nie było tak, że do lekarza się poszło. I przyszła tu jedna pani taka i mówi „To ja ją zawiozę, żeby prześwietlić”. Ale ta ręka się zrosła no i się zastanawiano co tu zrobić. I ten, który mnie wpuszczał [do obozu, żeby zanosić jedzenie więźniom] Niemiec to powiedział tak „No dobrze, my ją wyleczymy”. No i ja pojechałam tam do Lublina. No i prześwietlili mi, połamali, złożyli i tak się zagoiło.
[K_01.wav]

Oni też mieli swoje baraki, siedziby. Sporo ich było. Tutaj przyjeżdżali, do szkoły. Dzieci do szkoły mało chodziły, co jakiś czas do szkoły się poszło, raz, dwa. Zawsze Niemcy tu mieszkali w szkole. Niemcy tu wygnali całą wieś. Na wsi nikogo nie było. Myśmy na Majdanie byli. A tato wziął świnię do piwnicy no i ta świnia ze trzy dni nie jadła. Mama kartofli nakopała i mówi „To idź Jasiuniu i tam rzucisz”. Ja tam przyszłam, Niemcy u nas byli. Jeden się pytał co ja chcę, ja mówię, że chce dla świni, żeby on to rzucił. On to rzucił, a tam amunicja. Całe wagony amunicji w Trawnikach i samoloty. I z jednej strony i z drugiej. Taki jeden szedł z szosy i też tam był, no i ten Niemiec mu rzucił taką szabelkę żeby mnie schował. A tam okropnie strzały. To szczęście, że się nie zginęło. No i ten Mietek wykopał raz dwa ten dół. I ten Niemiec złapał szuflę i kopał i wykopał dużą jamę. I myśmy się tam pochowali. No i już wieczór się zrobił, a tam w Trawnikach biło. Biło, samoloty leciały. No i Mietek się bał i mówi „Co ja dziecko z Tobą zrobię teraz? Jak Ty tam pójdziesz na ten Majdan? Wezmę Cię do domu”. A ja mówię „Nie, ja nie pójdę bo mama tam będzie płakać”. Ja miałam raz, dwa przyjść. Nakazywali mi „Tylko rzuć i przyjdź”. Ona takie oczy miała opuchnięte z tego, że mnie nie ma. Bo już wieczór się robił. No zginęła. No ale ten nasz chłopak mnie podprowadził tam aż pod Krznę i ja poszłam tam gdzie Majdan leży. No i zobaczyła mama z daleka, że coś się katula maleńkiego. Chyba to ona. No i leci i zabrała mnie. Rano wstajemy i mama mówi, że tego człowieka [tego, który chciał ją zabrać do siebie na noc] zabili i jego ojca. Bomba w samą chałupę wpadła, i jego zabiło i jego ojca.
[K_02.wav]

Nie chodziłam [pod obóz] tylko jeździłam z Niemcem, który na gajówce mieszkał. Albert, bardzo dobry Niemiec, bardzo dobry. Jeden Niemiec kazał to oko [na kościele] zetrzeć, zdrapać. A ten? Bardzo dobrym był Niemcem. No to z nim jeździliśmy po te ciuchy, stryjenka i mamusia moja do Trawnik. Tutaj gdzie jest dom kultury, to było rozwalone to wszystko i przywiozła mamusia [te ubrania] i pamiętam, że szyła mi różne sukieneczki z tego. Pożydowskie ubrania wszystkie były. To jeszcze wojna była, bo jak Albert był to jeszcze wojna musiała być. Stryjenki, która mieszkała obok, tato był gajowym i on [Albert] mieszkał też na gajówce, sam jeden, nikogo nie miał, był sam.
[K_03.wav]

Ja tam byłam [w domu u dalszej rodziny], tam przychodził Niemiec po mleko, to on brał mnie na kolana i mówił, że on taką dziewczynkę zostawił w Niemczech. No ja pamiętam to, ja nie byłam taka maleńka, ale ja się wstydziłam, on mnie łapał na kolana. Trzymał mnie i bawił się ze mną, to żartował. Śmiał się, mówił coś po niemiecku. I oni mówią tak „To taka biedna rodzina”. I on mnie zaprowadził tam do szkoły, dał mi takiej zupy, niemieckiej. Taka bańka była, może dwulitrowa, może większa, może mniejsza. I on mi nalał tej zupy, ja ją przyniosłam do domu. Pamiętam to. Mama mówiła, że tej zupy to nie można było przedmuchać, taka była tłusta, tak było nawalone. Tego Niemca to też dobrze znałam, zdaje mi się, że dziś bym go poznała. Taki krągły był na twarzy, taki fajny, grubszy. Też był dobry człowiek.
Ja wychodzę a to już po dziesiątej. Bo my tam dzieci, wiemy która godzina? To była mamy wina, powinna jakoś po nas przyjść, to było niedaleko. Ale nikt po nas nie przyszedł no i ja wychodzę z Renią [siostrą] za rękę, a Niemiec wychodzi i on za nami. Idziemy, a on się pyta, coś pokazuje. Ja zrozumiałam, czy tu ja mieszkam, on pokazuje na dom. Ja mówię, że nie, a on pokazuje i mówi „Nicht”. Na kuźnie pokazuję i pyta czy tu ja mieszkam, ja mówię, że nie. A on znowu „Nicht”. Później pokazuje na kolejny dom i ja mówię, że nie. Jak on tam zaczął szwargotać coś. No na reszcie, ja skręcam i mówię, że to tu, a on idzie tu z nami. Przychodzimy do domu, u nas kocami zasłonięte okna. A on wyciąga broń i mi do głowy [przystawia] i tłumaczy po niemiecku, że jakby to był inny Niemiec to by mnie zabił, bo na zegarek patrzy, która godzina i mówił. Tak tłumaczył, ja to dzisiaj bardziej rozumiem niż wtedy. A my piszczymy obie z Renią, myślałam, że nas zabije ten Niemiec. No ale nie, nakrzyczał na mamę, na ojca, że to za późno, że dzieci chodzą już po tej godzinie. To tak dwa lata miałam broń przykładaną w wojnę.
[K_04.wav]

Moja mama mówiła, że ten Niemiec, który był komendantem to on nie był taki zły podobno dla tych miejscowych ludzi. Przychodził do nich, patrzył jak żyją. Raz przyszedł do prababki i pradziadka i mówi „Tomaszu, powiedz swojej żonie niech nie nosi Żydom jedzenia”. No bo nosili im, to co tam było na wsi. Sery, śmietana, chleb jak udało się upiec. No i on powiedział „Powiedz żonie, żeby nie nosiła tego jedzenia, bo ją Ukraińcy zabiją”. A ona pomimo tego chodziła, nastawiała karku. Nie oszukujmy się, kto by poszedł dla kilku groszy. Bo oni coś jej dawali, na pewno jej dawali. Im też było ciężko żyć. Ale akurat tego Niemca to chwalili. Chociaż tam była jedna rodzina, która mieszkała przy obozie i tam było brudno na podwórku i ten Niemiec podchodził i batem bił, żeby porządek tu zrobić. Ale był tu też taki Niemiec, też jedna pani stąd go wspominała i mówiła, że jak tylko był jakiś nalot to on ich ostrzegał, dawał znać. Od razu mieszkańcy uciekali do lasu, a jednego razu nie zdążył to wykopał taki dół i własnym ciałem ją przykrył. Wtedy tutaj zginął taki jeden pan, a jego żona była w ciąży wtedy.

Egzekucje Żydów



Pamiętam, jak ich w tym rowie, w Trawnikach. Tylko strzały było słychać od maszynowych karabinów. Kazali ten dół wykopać i potem stali rzędami i prosto w te doły wpadali. Potem podpalili [te ciała] to taki smród był, że nie dało się wyjść na dwór. Tam gdzie szpary w oknie były to człowiek utykał czym mógł, aby nie czuć tego było. Okropny fetor był.
[E_01.wav]

Jak oni zabijali Żydów? Ja nie byłam tam, ale nieraz było słychać. Kazali Żydom doły kopać. Żydzi kopali doły, a później ustawiali się szeregiem i maszynowym karabinem [strzelali] i do dołu wpadali. I zaraz drudzy Żydzi zasypywali. Jeszcze ziemia się ruszała.
[E_02.wav]

Tam jedni [Żydzi] kopali dla siebie, a później leżeli tam. Ziemia się ruszała, ojciec mówił, że to było kilka dni. Niedobici ludzie jeszcze tam leżeli. I następni, znowu dół. I znowu zabijanie i znowu następni. Łapali ich, jedni drugim kopali. A ja nie wiem dlaczego ci Żydzi tam byli zabijani. Sama się pytałam – Tato, czemu tych Żydów tak zabijają, co oni winni? Przecież to ludzie.
[E_03.wav]

To się słyszało, to się czuło. Bo oni palili te zwłoki. A to były rowy wykopane. Ileś tam metrów długości, no chyba szerokość taka jak człowiek. No ja to sobie tak wyobrażam, bo by zaczepiali. No i stał i z serii maszynowego karabinu [strzelali]. Padali i następna warstwa padała. I następna warstwa. I tak się jeden z tych Żydów uratował.
[E_04.wav]

A reszta, która już miała iść na Zagładę to brali [ich] i kopali sobie groby. Takie wielkie groby, żeby człowiek mógł wpaść. Żydzi kopali te doły, lukę ustawiali i dalej kopali drugie [drudzy Żydzi]. I potem przychodził Niemiec rano albo samym wieczorem tych Żydów postawiali i szedł i wystrzelał wszystkich. Wpadli w ten okop. No i następna była luka i znowu ci Żydzi, którzy jeszcze żyli musieli to kopać. To potem tych zabijali i następnych znowu [też zabijali]. To tam od nas aż do rzeczki, tam jest mostek jak się do Trawnik jedzie to tam ci wszyscy Żydzi byli bici [zabijani] i takie okopy były kopane. Tato mi nie dał tego oglądać, mówił „Patrz, patrz” [odwracał jej uwagę] jak jechaliśmy.
[E_05.wav]

To co mój ojciec opowiadał, że tych Żydów łapali. Żyd sobie wykopał dół i później ich zabijali i w ten dół zakopywali i druga kolejka była. Tam jest wpadnięte, to widać jak się zajdzie. Szosa trawnicka się kończy to tutaj w samym rogu jest. No i ojciec mówił, że [tam było] tyle Żydów, że ziemia się ruszała. A oni co chcieli to robili ci Niemcy.
[E_06.wav]

Oni szli na włodawską szosę tłuc głazy i przychodzili, żeby się pożywić przed tą pracą. Co rano przychodzili, mamusia tylko krowy wydoiła, już oni byli, już tego mleka sobie ponalewali w butelki i chleba wzięli, sera, co było. Pamiętam już ostatni raz jak to było, strasznie płakała ta Żydówka i mówiła, że już jest ostatni raz. Oni coś czuli? Ale nie, im nie powiedzieli widocznie. Tylko oni przeczuwali, mówi „Już ostatni raz idziemy tłuc ten głaz, ale to już będzie po nas”. O te słowa pamiętam, w sieni jeszcze stała z mamusią ta Żydówka, płakała i tak rozmawiała. I potem słychać było te strzały zaraz. Bo ja wiem, która to była godzina? W południe czy po południu? Nie wiem dokładnie, która to była godzina. No to słychać było straszne strzały. I dymiło się, dym taki szedł, no i potem podpalili ich, tych Żydów. Powybijali i potem podpalili. A tutaj jak w Dorohuczy byli wybici to było nie do zniesienia. Boże, ten smród najgorszy, że nie dało się wcale na dwór wyjść, to tak potwornie śmierdziało.
[E_07.wav]

Jak zaczęli pracować tutaj gdzieś w lesie, więc był to las w Majdanie Siostrzytowskim, albo w Nowopolu, ale opowiadała, że przechodzili koło rowka, niewielkiej rzeczki i jak ktoś tam wbiegł się napić to od razu do niego strzelano i zabijano. Z wycieńczenia też Ci więźniowie umierali, w bardzo krótkim czasie z wycieńczenia umierali. A jak była końcówka tego obozu, jak już go likwidowali to moja prababcia i pradziadek mi opowiadali, bo akurat niedaleko mieszkali z tyłu obozu. To jak zaczęli likwidować ten obóz to rozstrzelali ludzi po przeciwnej stronie obozu, tak przez szosę. Były tam potężne doły wykopane. Potem jedna pani wspominała, że wskakiwała tam, bo się bawili jako dzieci. A moja prababcia mówiła, że pamięta jak ich rozstrzeliwali, mówiła, że to było kilka dni. A jak tam szli ludzie po egzekucji to ziemia się ruszała.

Jak palili Żydów w tym dole to przez tydzień z domu nie wychodziliśmy. Pamiętam, to był październik. Z różańca wracaliśmy i palili Żydów. Sporo u nas Żydów było w Dorohuczy. Jedna Żydówka, Raisa, przychodziła do mojej mamy po mleko. Raz przyszła i powiedziała, że to już chyba ostatni raz po mleko przychodzi. Przed wojną tu mieszkała Żydówka, która miała ogórki. I myśmy tam chodzili zbierać te ogórki i ona mam mówi, że niedługo się wszystko zmieni. I niedługo się to wszystko zmieniło. Pomidory też miała. Nikt na świecie nie widział pomidorów, a ona nam kanapek narobiła. Skąd ja mam teraz pamiętać jak ona się nazywała?

Później zaczęli wozić z Trawnik Żydów, Niemcy kazali pradziadkowi wozić, ale on się bał i powiedział synowi „Synu jedź Ty, Tobie nic nie zrobią”. I dziadek jak mi to opowiadał to mówił, że kilka dni ich woził z Trawnik i ich tutaj rozstrzeliwali. I opowiadał, że kupa butów leżała i ubrań. Jeden Niemiec mówi do niego „Weź sobie, buty sobie wybierz”. No i jak dziadek to zobaczył to jak był prawy but, to lewego nie było. Nic nie wziął, bo też się bał. I mówi, że to straszne było. Zakopali ich. Ta ziemia się ruszała. Za kilka dni, zaczęli wykopywać i palić ten ciała. To taki był smród, że się nie dało wytrzymać dosłownie.

Ratowanie Żydów



Sąsiad uratował całą rodzinę [żydowską]. W słomie ich przywiózł do Dorohuczy, zaryzykował. Przywiózł ich do siebie i ich schował. Potem ich wywiózł stąd, udało się.

Po wojnie



Myśmy tam latali, kopali. U nas była bida to ja wzięłam szpadelek i poszłam kopać, ale to ja miałam może z osiem lat, może siedem. I tam są doły jeszcze do dzisiaj, bo to wpadnięte [jest].
[P_01.wav]

Po tym jak ich wybito to chodziłam tam, dzieci leciały z ciekawości i ja poleciałam. Nawet w domu nic nie mówiłam rodzicom, że lecę. Poleciałam, przyszłam dopiero do domu i zaczęłam opowiadać, że tam się tak pali, tak śmierdzi. Blisko nie pochodziliśmy bo tak strasznie śmierdziało.
[P_02.wav]

No potem [po wojnie] tam, czasem ludzie trochę szukali jakiegoś złota, ale nie wiem czy tam znaleźli czy nie. Tam chodzili potem, grzebali ludzie. Takie śmietniska były, czy tam coś znajdzie? Bo to nie tak było jak dzisiaj, ubierzesz się, masz w co się ubrać. Ciepło to ciepło, zimno to zimno. A kiedyś tak nie było. Już po wojnie, po wszystkim to każdy tam poleciał. To latali do Trawnik grzebać. Ktoś tam coś znalazł może.
[P_03.wav]

A ja byłem chłopakiem to myśmy tam kopali. I kości wykopaliśmy i jakąś menażkę, jakiś tam baniak. Wykopywaliśmy to w tych dołach. A teraz pewnie się już nie dojdzie gdzie to, bo ludzie piach, śmieci wywozili. Ale myśmy tam kości wykopywali jeszcze po tych Żydach. Ja chodziłem na robaki i co wejdę skopię, zachodzę a tam wyrównane. Chodzę drugi, trzeci raz kopię szpadlem, zarównany. No cuda się dzieją, kto to równa? A taki Tadiuszko tam pasł krowy i mówi do mnie „Ty tutaj nie kop, o tam [tam gdzie mordowali Żydów] jakbyś poszedł pokopać”. A to było bliziutko, jakieś 15 metrów od tego co ja kopałem na robaki, to on wiedział, że tam Żydów spalili trochę wyżej. A ja się zastanawiałem, kto to mi równa tę ziemię. Skopię szpadel i kilka dni i zarównane robaki, a on tam pasł krowy i równał i mówi do mnie „O tam byś poszedł pokopać”. Ale ja byłem takim chłopakiem to myśmy tam kopali, nie wiem po co to nam było, ale jakieś menażki, baniaki wykopywaliśmy. Kości to było sporo, pamiętam wtedy, ale ile to lat temu? Ponad czterdzieści. Teraz to nie wiem, może by tam coś znalazł, ale wątpię. [To było] tutaj jak się ten las [kończy], jak się jedzie do Trawnik, taki lasek jest na samym rogu.
[P_04.wav]

To Żydów tak mordowali. I Żydzi torf kopali, suszyli. Była komasacja, jak się popadło [dostało] komuś to trzeba było najpierw wyrównać, a potem orać, siać.
[P_05.wav]

Pamięć o obozie po wojnie



Mój dziadek to tam był od ostatniego domu. Dziadek jak jechał do domu czy z domu to tu płot był przy tym getcie [obozie]. Ja tam nie wiem, w którym to miejscu. To dziadek mówił „O tu było to getto [obóz], baraki Niemców”. Tu, że dziadka przyprowadzili, tam go bili. Dziadka zakopali na podwórku ci ukraińscy Niemcy [Ukraińcy] jak ich nazywali. Mówiła zawsze babka, że ukraińskie Niemcy na nich mówili. Moja matka mówiła, nie wiem czy pamiętała czy też z opowieści, że żal ściskał. To tylko na tych Ukraińców tak mówili. Że niemowlę się urodziło, noworodek, a oni o drogę zabijali i wrzucali do getta [obozu]. Tu było getto [obóz], tu stali Niemcy, tu spalili Żydów i tym się nikt nie zainteresował. Pamięć zanikła zaraz po wyzwoleniu. Wszystko Trawniki, Trawniki. No może Żydom tego nikt nie przekazał, no ja nie wiem.
[PA_01.wav]



Projekt zrealizowano w ramach stypendium z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Logo MKIDN